Budzisz się, otwierasz oczy, wstajesz... Kilka kroków po przyjemnej drewnianej podłodze, leniwy ruch ręką, otwierający wielkie balkonowe drzwi... i już słyszysz kojący szum oceanu... Czy to jeszcze sen?
Widok raduje wciąż lekko zaspane oczy. Natychmiast serce zaczyna bić mocniej. Tuż przed domem, kilka metrów od tarasu, na którym właśnie budzisz się do nowego dnia, urocza plaża, piękne szumiące palmy, błękitna woda i kolorowe łódeczki. Po prawej molo, którego zarys o świcie i o zachodzie słońca uzupełniają kontury lamp, rybaków i przechodniów. Teraz dostrzegasz, że gdzieś tam, na końcu molo, żywot swój kończą pierwsze dziś ryby: wielkie tuńczyki, ale i liczne mniejsze sztuki, których nazw nie znasz, a które wybierasz na obiad ze smakiem.
Może poranna kąpiel? Nie za daleko, bo spore fale, ale rozespane ciało będzie miało całkiem niezłą frajdę. Kostium, ręcznik, zaraz zaraz, w klapkach czy może bez? Jednak bez, tak blisko, z drzwi wejściowych wpadasz wprost w gorący miękki piasek... Ach jak przyjemnie...
A co tu można zobaczyć? Pytają ci, którzy po raz pierwszy...
Przeciętnemu turyście wystarczy plaża, spacer na molo, a przede wszystkim deptakiem, pełnym sklepów z pamiątkami, knajpek czy kawiarni. Ktoś bardziej uważny zrobi parę kroków dalej - na kolejnych uliczkach, o jedną czy dwie przecznice dalej od plaży, trudniej spotkać turystę. Za to przez dzień cały toczy się tam normalne, codzienne kabowerjdyjskie życie. Psy leniwie przechadzają się pomiędzy rozbawionymi dziećmi, na bosaka grającymi na nierównym bruku w piłkę. Kobiety na głowach przenoszą miski czy pudełka z owocami, które można od nich zakupić. Małe sklepiki, knajpki z jednym czy dwoma daniami dnia, pysznymi i w bardzo niskich cenach. Mężczyźni i chłopcy stojący na rogu ulicy, pozdrawiający kolejnych przechodniów. Spokojny dzień.
Nieco dalej, kolejne przecznice pokazują coraz to nowe obrazy codzienności. Niedokończone domy, z zamurowanymi oknami na parterze, niewielki budynek z kranikami, z których płynie życiodajna woda. Nieco dalej - domy socjalne, kolorowe, ale już nieco podniszczone, chociaż dopiero kilka lat służą, wedle informacji z tablicy na pierwszym z nich. Gdzieniegdzie łódka, czasem na pustym placu przed domem, czasem na dachu, w sporym już rozkładzie. Kolorowe pranie, zbiornik na wodę, koty i psy... .
"No stress" - to przede wszystkim. Pamiętaj o tym na Cabo Verde.
Gdzieś na horyzoncie majaczy wielka budowla - ciekawość ciągnie do tego miejsca. Tuż obok kończy się droga, jakby prowadziła donikąd, więc jednak tu urwana w połowie. Parę kroków dalej - wielka brama. I oto jest - plac pełen rozbawionej młodzieży, ale wejścia strzeże dwóch zajętych rozmową mężczyzn. Zagadnięty jeden z nich opowiada z dumą o szkole, w której uczy się niemal półtora tysiąca dzieci. Dzisiaj akurat mają święto matematyki - wiele zabaw, łamigłówek i ciekawych zadań czeka na uczniów w całej szkole. Możesz wejść, ale nie wolno nam robić zdjęć. Jak to znieść, kiedy wokół tyle przepięknych twarzy, tak wiele emocji, radości, zaciekawienia, trudu zmagań z łamigłówką, malującego się na czole. Nie możesz zrobić żadnego zdjęcia, więc zapamiętujesz te twarze, pozy, radosne pozdrowienia i przyjazne wnętrza. Na chwilę wracasz do czasów szkolnych.. Jak tu pięknie, przyjaźnie, wesoło!
Wracasz do miasteczka, gałka pysznych lodów i filiżanka kawy przywraca cię do statusu turysty, który przyjechał tu na chwilę, delektować się pięknem, pogodą, plażą... A może jednak jutro rano też wrócisz tam, gdzie niewielu zagląda? Uśmiechniesz się, zapytasz o coś, przysiądziesz na murku i spróbujesz nawiązać nić porozumienia?