Po kilkuletniej przerwie, naznaczonej kilkoma poważnymi wybuchami, ciekawość i tęsknota mieszały się z odrobiną obawy, co zmieniło się w tym pięknym wielkim mieście.
Przybywając do tak ogromnego miasta, jakim jest Stambuł, trudno oczekiwać, że w tydzień się je zwiedzi. Nawet jeśli jest to już piąta wizyta. Jednak tym razem była całkowicie wyjątkowa. Na swoja bazę wybraliśmy co prawda to samo miejsce - przede wszystkim ze względu na bliskość kursującej co 2-3 minuty linii tramwaju oraz Grand Bazaar tuż obok - jednak zapuściliśmy się w całkowicie nowe rejony.
Jestem czasem pytana, czy czułam się tam bezpiecznie, czy można samemu spacerować. Oczywiście, wszędzie może się coś wydarzyć, więc subiektywne odczucia a statystyki przestępczości to dwie rożne kwestie. Natomiast wiem jedno - zawsze i wszędzie czułam się bardzo bezpiecznie, wtykałam nos w różne zakamarki, a największą przyjemność sprawiało mi spacerowanie bardzo mało uczęszczanymi uliczkami, gdzie można było spotkać wyłącznie ich mieszkańców.
Są dwa Stambuły. Pierwszy należy do turystów, pięciogwiazdkowych hoteli i imprezowiczów. Orhan Pamuk szuka w nim źródeł swojej nostalgii, a obwieszenie aparatami Japończycy fotografują każdy jego milimetr. [...] O tym Stambule i o takiej Turcji wąsaty premier Erdogan mawia, że jest mostem między Wschodem a Zachodem. Ale prawdziwy most to dzisiaj drugi Stambuł. Żeby go zobaczyć, trzeba zejść z turystycznego deptaka w boczne ulice i wyostrzyć wzrok. Wtedy można dostrzec Afrykańczyków, którzy resztką sił ciągną wózki wyładowane metalem. Chińczyków, którzy gdzieś w piwnicy kroją ogórki do kebabów. Hindusów, którzy sprzedają podróbki perfum i którym wory pod oczami przykleiły się do twarzy na stałe. Znoszą to psie życie, bo marzą o Europie. Witold Szabłowski "Zabójca z miasta moreli"
Po kilkuletniej przerwie, naznaczonej kilkoma poważnymi wybuchami, ciekawość i tęsknota mieszały się z odrobiną obawy, co zmieniło się w tym pięknym wielkim mieście.